Oto pierwszy prawdziwy wpis na blogu, będzie o czymś, o czym dużo ostatnio myślę.
Pokażę to na przykładzie dwóch osób.
Osoba 1, nazwijmy ją Krystian Paszport* – gra w golfa raz na jakiś czas (parę razy w roku), raczej się golfa nie uczył (a jeśli uczył, to bardzo mało). Bierze kije i mnóstwo piłek, idzie na pole (6, 9 czy 18 dołków) samemu lub ze znajomymi i „gra”, tzn. wybija po parę piłek z jednego miejsca, omija dołki, jeśli mu się nie chce, niemal z każdego tee uderza driverem (bo lubi), przesuwa piłki z trudnych pozycji, raczej nie liczy uderzeń. Czasem denerwuje go ich niepowtarzalność.
Osoba 2, powiedzmy Krystyna Paszport* – zaczęła grać w golfa z Krystianem lub zaraz po nim, chodziła na kurs dla początkujących, grała w paru przyjaznych turniejach. Z początku dużo czasu spędziła na driving range’u, biorąc lekcje i trenując, starając się wypracować efektywną technikę. Na polu zawsze gra zgodnie z regułami i zapisuje wyniki, uderza piłkę jak leży, dopisuje kary itd. Grała w paru turniejach zabawowych i poważniejszych.
Dwie hipotetyczne sytuacje:
1. Znajomi się pytają państwa Paszportów co myślą o golfie:
Krystian mówi, że golf jest super, można sobie pospacerować i poodbijać.
Krystyna mówi, że golf jest fajny, ale trzeba dużo czasu i pracy zainwestować żeby zacząć uzyskiwać życiowe wyniki i tym samym mógł sprawiać prawdziwą przyjemność.
2. Jakaś życiowa sytuacja sprawiła, że Krystian i Krystyna przestają grać przez rok w golfa. Co się prawdopodobnie dzieje później?
Krystian nie ma problemu żeby wrócić na pole – bierze kije, melexa i uderza z całej siły gubiąc 20 piłek podczas rundy.
Krystyna czuje że straciła nieco swoją technikę – przed pójściem na pole musi dużo trenować na range’u. Jednak nie ma na to za bardzo czasu, frustruje się swoimi wynikami i gra co raz mniej.
Rysują się tutaj dwa „rodzaje” golfa:
1. Golf sportowy – zgodny z regułami, techniczny, wymagający, turniejowy, indywidualny
2. Golf lajtowy – bez specjalnych reguł, zabawowy, społeczny, a’la kręgle
Z mojego (niewielkiego) doświadczenia wynika, że w świadomości polskich golfistów i klubów istnieje niemal tylko golf sportowy/turniejowy.
Przykładem niech będzie anegdota przekazywana sobie przez golfistów jednego polskiego klubu o pewnej Szwedce, która wzorem Krystiana podczas rundy golfa przykładowo ustawiała sobie piłki przed każdym strzałem na ładnej trawce i po jednej próbie wyciągała je z bunkra. Anegdota ta była powtarzana ze swego rodzaju niedowierzaniem i zdziwieniem („zobacz, w Szwecji to się golfem bawią!”).
Być może wynika to z przymusu ukończenia kursu na zieloną kartę, gdzie tylko ten golf sportowy jest przedstawiany (choć czy na pewno musi?), być może z jakiejś ambicji i zawzięcia.
Czy to coś złego?
Nie wiem. Ale gdy o tym myślę, wydaje mi się, że taka monopolizacja wizerunku golfa to nic dobrego.
Przecież nie wszyscy muszą chcieć grać w turniejach ani inwestować dużo czasu w trening.
W tym miejscu zaznaczę, że w przeciwieństwie do wielu prominentnych postaci w światowym golfie, osobiście nie wydaje mi się, żeby to sam golf, tj. jego trudność, był problemem – powiedziałbym nawet, że ta „turniejowa” trudność i wyzwanie golfa przyciągnęła i przyciąga do golfa wiele osób (w tym mnie).
Ale z drugiej strony brak przedstawianych alternatyw może od golfa wiele osób odepchnąć. A przynajmniej tak mi się wydaje:)
Szacuje się, że w Anglii tacy „luźni” golfiści, niebędący członkami żadnego klubu ani nieposiadający karty handicapowej to około 73% wszystkich golfistów (czyli około 2 miliony z niemal 3 milionów wszystkich graczy – Sports Marketing Surveys). Być może z biznesowego punktu widzenia ci golfiści nie są najlepszymi klientami – płacą tylko za bilet (green fee), grają stosunkowo rzadko, nie kupują wiele sprzętu.
Ale z punktu widzenia sportu chyba im więcej osób wie, czym jest golf, lubi w niego grać i może walczyć z jego stereotypami, tym lepiej? Maksyma „golf dla wszystkich” kiedy promocja i oferta golfa wyraźnie pokazuje, że golf jest tylko dla tych wkręconych, co mają dużo czasu i chęci i środków wydaje się nieco fałszywa. Chodzi mi o sytuacje, w których żeby w ogóle zacząć grać w golfa (na polu), trzeba dużo trenować (najlepiej na range’u), ukończyć długi kurs, „przemęczyć się” na 9-dołkowej akademii, znać wszystkie reguły (a nie tylko te najważniejsze dotyczące bezpieczeństwa i etykiety), a później koniecznie grać w turniejach (bo turnieje są super).
Żeby nieco tę ofertę golfa rozszerzyć, zwłaszcza dla początkujących i dzieci, na polu, gdzie siedzibę ma aktualnie Edu Golf (Kamień Country Club), w przyszłym sezonie spróbujemy otworzyć na każdym dołku 4 dodatkowe prowizoryczne „tee boxy” – żeby osoby początkujące lub dzieci nie „musiały” grać z tee o długości 5000 metrów, gdy są w stanie najdalej odbić piłkę na tylko, powiedzmy, 100. W ten sposób dzieci czy początkujący mogą grać wspólnie z bardziej zaawansowanymi golfistami, bez stresu związanego z długimi dołkami czy osiągania deprymujących wysokich wyników.
Oczywiście nie muszą to być oddzielne tee – wielu początkującym lub młodym uczniom, którzy mają taką możliwość, polecam rozpoczynanie każdego dołka na dużym polu np. ze znacznika 100 czy 150m. Rozplanowane tee boxy sprawiają tylko, że pola są ciekawsze i dają możliwość „awansowania”, i przystosowywania pola do możliwości gracza (nie odwrotnie).
Oprócz pola można przystosowywać do graczy sprzęt, niejednokrotnie z początkującymi grałem na polu piłkami tenisowymi.
Potrzebę działania w tym kierunku zauważyły amerykańskie stowarzyszenia golfowe, np. US PGA jako część akcji „Play Golf America” (Ameryko Graj w Golfa) promuję serię porad „It’s okay…” („…jest w porządku”) [tłumaczenie własne] :
1. Nieliczenie uderzeń jest w porządku.
2. Granie z najkrótszych tee czy znacznika 150m jest w porządku.
3. Polepszanie swojej pozycji przez lekkie przesunięcie piłki jest w porządku. Nie ma nic złego w ustawianiu piłki na kołku na całym polu.
4. Liczenie uderzeń, tylko kiedy uderzysz w piłkę, jest w porządku.
5. Wyrzucenie piłki z bunkra po jednej próbie wyjścia jest w porządku.
6. Zapominanie o piłce która mogła się zgubić lub wyleciała na aut jest w porządku, nie ma nic złego w upuszczeniu nowej piłki, tam gdzie myślisz, że powinna być… lub tam gdzie chcesz, żeby była.
7. Granie drużynowo (texas scramble) jest w porządku, taki format jest bardzo popularny.
8. Jeśli masz na to ochotę, tylko chippowanie i puttowanie na dołku jest w porządku.
9. Nie ma nic złego w podniesieniu piłki w połowie dołka i korzystaniu ze świeżego powietrza i ładnych widoków.
10. Opuszczenie jakiegoś dołka podczas rundy jest w porządku.
11. Zagranie mniej niż 9 czy 18 dołków i nazwanie tego „rundą golfa” jest w porządku.
12. Odsunięcie piłki od drzew, kamieni czy stromych zboczy jest w porządku.
13. Używanie jednego kija na całym polu i puttera na greenie jest w porządku.
14. Granie w golfa w trampkach/butach do biegania jest w porządku. Niech ci będzie wygodnie! [Dop. WW – ciekawe co na to niektóre kluby]
15. Entuzjastyczne reakcje są w porządku! (Piątki, sklejanie żółwii i szerokie uśmiechy są mile widziane).
16. Rozmawianie na polu jest w porządku. Masz prawo do miłej rozmowy czy powiedzenia paru żartów.
17. Zabranie dzieci na pole jest w porządku, czy mają 5, czy 35 lat.
18. Nie ma nic złego w grze w golfa tylko dla przyjemności.
Czuję, że pokazywanie uczniom wielu twarzy golfa, w tym zwłaszcza luźnego, to jedno z moich najważniejszych zadań.
Czy golf traci na lansowaniu turniejowych reguł?
Nie wiem, ale ciekaw jestem waszych opinii – wszelkie komentarze (zwłaszcza krytyczne!) mile widziane.
Może gdyby Krystyna wiedziała, że nic się nie stanie jak przesunie sobie piłkę z roughu na fairway, grałaby więcej i byłaby bardziej zadowolona z golfa i siebie?
#golfjestspoko
* – Zbieżność imion, nazwisk oraz wybór płci przypadkowy
Emil Wójcik Flow-Golf napisał
Bardzo ciekawy punkt widzenia w interesujący sposób przedstawiony, choć pomysł na golfa masowego pozbawionego reguł to może być krok do łamania etykiety i bezpieczeństwa. Może okazać się nie trafionym pomysłem na ratowanie przemysłu golfowego Ameryki:). Jednak dyskusja na ten temat powinna się rozwijać i odpowiadać na potrzeby nie tylko potencjalnego rynku, ale dbać o dorobek golfa jako wartość, którą moim zdaniem trzeba rozwijać. Golfowe wartości spowodowały rozwój golfa na świecie i odchodzenie od nich wydaje się bardzo dyskusyjne. Golfa trzeba rozwijać ale nie kosztem jakości. Zawsze pozostanie pytanie czy Krystyna nie wróci do swojej jakości, kiedy przyjdzie na to czas? I czy to nie jest najważniejsze, by golf traktować jak golf nie jak spacerek? Jej gra ma sens dla Niej tylko wtedy kiedy realizuje siebie i swoją pasję. Dyletanckie podejście jej męża wynika głównie z ambicji i niecierpliwości, ale jestem przekonany że w głębi serca wie że jest palantem, który zaniedbując treningi przeżywa ciągłą frustracje . Czy ratując upadający w USA biznes golfowy należy pobłażać głupocie i tworzyć z golfa dziwną hybrydę łączącą spacer z waleniem bezmyślnie w piłkę od czasu do czasu. Uważam że instruktor golfa powinien promować golfa w czystej postaci co nie wyklucza promowania i nauczania treningowych , zabawowych czy zupełnie rekreacyjnych formatów gry. Skracanie miejsc startów czy granie w texas scramble jak najbardziej. Jednak z bunkra można nauczyć dobrą metodą każdego w jedną lekcję, więc po co podnościć piłkę z bunkra i nabierać złych nawyków? Jak widać temat został przedstawiony i ciekawy jestem dalszej dyskusji i tego jak tego typu akcenty przełożą się na zadowolenie z gry i zostawanie przy golfie twoich klientów? Moim zdaniem nie jest rozsądne to w jaki sposób Amerykanie promują golfa rekreacyjnego. Serdecznie pozdrawiam Emil Wójcik autor Flow-Golf
Wojciech Waśniewski napisał
Dzięki za komentarz Emil, o to chodziło, również uważam, że to temat na długie dyskusje.
Zgadzam się z Tobą po części :) Myślę, że taki golf „rekreacyjny” wcale bezpośrednio nie musi prowadzić do łamania etykiety czy narażać na bezpieczeństwo. Brak punktów czy reguł nie oznacza zaprzestania krzyczenia „fore” czy poprawiania pitch marków.
Rzeczywiście golf jest popularny również poprzez swoje wartości, ale z drugiej strony przed oczami mam dwa pola położone w zasadzie w centrum miasta w Anglii w którym studiowałem – jedno pole typowo członkowskie (z pełnym pakietem – do restauracji tylko w garniturach, drogie członkostwo itd.) i zaraz obok pole publiczne (9 dołków, bez range’u), na którym graliśmy w golfa i footgolfa, na które nie bałem się zabrać zupełnie początkujących uczniów, ludzie grający w dżinsach, policjanci przychodzący do tamtejszego baru na śniadanie, green fee za 5 funtów itp.
Pytanie które pole bardziej wpływa na rozwój golfa? Nie wiem ale wiem, że fajnie jest jak ma się wybór. Podobna sytuacja w Skandynawii, nie wiem czy boom na tamtejszego golfa spowodowany był koniecznie fascynacją „golfowymi wartościami”, chociaż temat ten musiałbym jeszcze ugryźć.
Też nie wydaje mi się, że ktokolwiek chciałby iść w skrajności, i popularyzować _tylko_ golfa luźnego, bo tak jak mówisz staje się to wtedy spacerem i odbijaniem piłek, ale z drugiej strony popatrzmy na kręgle – czy to, że ludzie chodzą na kręgle zupełnie dla zabawy, znikoma część traktuje tę rozrywkę poważnie i niewiele osób gra w kręgle regularnie to plus czy minus?
Pozdrawiam!
Emil Wójcik Flow-Golf napisał
Fajnie że przedstawiłeś swoje doświadczenia . Ja widzę sens w tym by istniały kluby golfowe i miejsca golfowego relaksu podobne do kręgielni. Wiem ze pomysły typu „Top Golf” mają ponad połowę okazjonalnych klientów, którzy nigdy nie idą potem na duże pole golfowe. Ludzie spędzają czas wybijając piłki i jedząc kanapki z piwem:). Martwi mnie tylko jedno że w Polsce golf wpadł w takie nożyce. Z jednej strony nie ma standardów luksusowych, które zachęciły by 100 tys rodzimych milionerów z nad Wisły do gry w golfa. Ci ludzie na co dzień żyjąc w standardach 4 -5 gwiazdek są zdegustowani jakością obiektów golfowych od strony zaplecza horeka (hotel/restauracja/kawiarnia) i tylko Ci z zacięciem sportowym zostają. Na polach się jeszcze nie znają więc patrzą przez pryzmat obsługi itd. Do golfa nie przyjdą jeśli nie poprawią się jakość usług. Z drugiej strony ceny tych usług dla masowej grupy odbiorców są za wysokie a na dodatek promocja golfa w Polsce odbywa się za pośrednictwem samych milionerów i celebrytów. Co w przypadku tak silnego stereotypu jaki ma golfa „sport dla bogatych i elit” dział tylko wzmacniająco i nawet klasa średnia uważa powszechnie ze golf to nadal za wysoka półka . Kiedy czytam nazwy turniejów Maseratii Senior Tour, BMW Junior Tour , DB i City itd itp. Nie ma tam Biedronki czy Lidla jak w dyscyplinach popularnych w Polsce. Myślę że każdy kraj musi znaleźć swój sposób na golfa i przenoszenie jakichkolwiek wzorców z innych krajów nie jest takie łatwe. Praktycznie nikt z zachodnich pro i menagerów przez pierwsze 10 lat golfa w Polsce nie miał sukcesu komercyjnego. Dopiero takie nazwiska jak Piński czy Pieniak dawały siłę i rozwój lokalnych obiektów golfowych. Ja też eksperymentuję w ramach Fundacji Golf4 All z rozwojem golfa w różnych środowiskach poprzez programy pilotażowe dla szkół , seniorów , grup zawodowych i od lat badam opinie o golfie. Nie jest łatwo wyciągać wnioski jak należy rozwijać lokalnie golfa a jak na poziomie krajowym. Obecna ekipa PZG ma swój pomysł i trudno odmówić im dobrych chęci. Jednak moje wyżej opisane wnioski podtrzymuję:) Co do jakości wstępnego szkolenia to mam zdanie jak większość członków PGA Polska że „najpierw się rybę łapie a potem skrabie” Jednak same łapanie ryb i pobłażanie w sprawach zasadniczych może prowadzić do degeneracji golfa i panoszenia się chamstwa i bezkarności na polach golfowych. Dlatego PRO ma pewne obowiązki wobec golfa. Bo golf to wielka wielowiekowa idea walki z ludzkimi słabościami skierowana głownie do wewnątrz do samego siebie. Dawanie przykładu, krzewienie golfa jako elitarnego nie dla wszystkich powinno też mieć swoje miejsce. Innymi słowy mówiąc górnolotnie. golf jest dla wszystkich, którzy podejmą wyzwanie pracy nad sobą:) inni niech spadają …………….
Pozdrawiam
Emil Wójcik Flow-Golf
Zbyszek Bujalski napisał
REGUŁA 1
1-1. Postanowienia ogólne
Gra w golfa polega na przemieszczaniu piłki z obszaru tee do dołka za pomocą uderzania piłki kijem golfowym zgodnie z Regułami.
Wojciech Waśniewski napisał
Dzięki za komentarz! Dobrze rozumiem, że opublikowanie tego cytatu w kontekście artykułu oznacza, że nie widzisz możliwości istnienia golfa bez reguł R&A? Lub nazywania czegoś „grą w golfa” gdy nie wszystkie lub nawet żadne reguły R&A są przestrzegane?
Pozdrawiam serdecznie
Kexgolf napisał
Jestem za deregulacja zawodu trenera golfa, bo dlaczego po skończeniu awfu na przykład nie miałbym prawa wydawać zielonej karty uprawniającej do gry w golfa zgodnie z jego zasadami? Przeciez wystarczy umowic sie z takim golfista jednym czy drugim na dwie trzy rundy golfa poczym oddac swoja karte z wynikami do klubu do którego chce należeć i juz. Mamy karte handicapowa, czy cos mnie ominęło? Po co płacić 600 pln za egzamin i pare lekcji, skoro mozna osiągnąć poziom Ok 100 uderzeń na polu całkowicie samemu czego jestem najlepszym przykładem. Niestety o tym nikt nie mowi wprost tym ktorzy zaczynaja…
Wojciech Waśniewski napisał
Cześć,
Dzięki za głos. Pełna zgoda. Najciekawsze jest to, że tak naprawdę to jest zawód zderegulowany, każdy może być trenerem, tylko przedziwna instytucja „zielonych kart” jest podpięta pod jedno stowarzyszenie które ma w tym wypadku monopol na prawdę.
Pobawię się w adwokata diabła, ciekaw jestem co sądzisz o samej zielonej karcie? Co w przypadku, gdy ktoś chciałby zacząć grać w golfa ale nie chce dołączyć do klubu (więc karta handicapowa nie wchodzi w grę)? Powinien być jakiś odgórny system który gwarantowałby bezpieczeństwo i znajomość podstawowych reguł (tj. ZK), czy niekoniecznie?
Kexgolf napisał
Deregulacja polega na tym ze Twoje nauczanie bedzie mialo ta sama moc sprawcza co nauczanie Emila :) czyli Oficjalny dokument. Dopóki tego nie ma to nie ma deregulacji. Na tej samej zasadzie co nie kazdy moze udzielać WIAZACYH porad prawnych itd, czy byc gazownikiem bez uprawnień. Ale to tak na marginesie. Co do zielonej karty to tak jakbym Cie zapytał a jak wchodzisz na gokarty to ile trwa szkolenie? Moim zdaniem 10 min max, a na kręgle? A na lotki tzw. darty? A przy strzelaniu z ostrej broni? Tez tylko chwile. Ok, potem stoi instruktor i zmienia Ci magazynek. O jakim niebezpieczeństwie mówimy, ze jak kupujesz kij do bejsbola to tez ktos Ci robi szkolenie? Nie demonizujmy, kazdy jest na własna odpowiedzialność i nalezy w recepcji główne zasady przekazać. Po to wpisują sie ludzie do książki zeby obsługa widziała ze ktos jest początkujący i zeby sie nim chwile zajęła. Zielone sa po to zeby miec zawodników w Związku.
Zbyszek Bujalski napisał
Chcę tylko powiedzieć, że golf to jest uderzanie piłki z tee do dołka zgodnie z regułami. Nie jest żadną grą sportowo /turniejową.
Nie ma w tym nic złego dla golfisty, jeżeli grając rekreacyjnie nie zapisujesz liczby uderzeń, jeżeli grająć z przyjaciółmi dostaniesz „gimme” lub „mulligan”, czy ustalacie że na polu obowiązują warunki zimowe. Konkurujecie ze sobą w takich samych warunkach, będąc na spacerze, grając np. tylko kilka dołków. To nie są rundy rozgrywane w tzw. warunkach handikapowych.
Natomiast jeżeli podajesz swój wynik lub masz handikap konkurując z innymi, to wszyscy muszą mieć takie same zasady gry. Po to są reguły, po to jest system ustalania handikapu .
Znam inicjatywy skierowane dla tzw. golfistów rekreacyjnych (np. http://www.wrga.org), gdzie reguły są maksymalnie uproszczone, etykieta i zasady zachowania na polu golfowym identyczne jak golfistów. Jednak wydaje się, że aby grać rekreacyjnie, najpierw trzeba jednak dość dobrze poznać reguły R&A (USGA) oraz etykietę, „dress code” oraz zasady zachowania na polu, poprzez uczestnictwo w życiu klubu golfowego. Każda osoba, która rozpoczyna przygodę z golfem, nie dowie się tego na kursie zielonej karty lub grając samemu, wybiórczo stosując reguły. To jest proces, który trwa, do którego niezbędnym jest oprócz doskonalenia techniki i umiejętności, zebranie doświadczeń w grze z innymi, często lepszymi graczami, również w warunkach handikapowych.
A kwestia podejścia do jakości gry jest sprawą indywidualną. Znam golfistów, którzy grają regularnie ponad 100, ale sama możliwość grania oraz rozwoju umiejętności sprawia im radość i satysfakcję. Znam też takich, których to frustruje, chcieliby lepiej, ale nie wychodzi. Ale wcale nie znaczy, że pomijając wybiórczo reguły mogą czuć się lepiej, bo uzyskują lepszy wynik. Pracują jednak nad tym, bo trening, doskonalenie strategii gry i obniżanie handikapu jest nierozłączną częścią golfa.
Jest też druga strona medalu – przychody z eksploatacji infrastruktury golfowej. Dużo łatwiej jest zachęcać do wejścia na pole, jeżeli nie trzeba grać zgodnie z regułami. Może trochę więcej osób spróbuje i będzie wchodzić czasami na pole. Zniechęca to jednak osoby grające w golfa. Nieodpowiedni ubiór, zachowanie na polu, przechodzenie między dołkami, granie kilkoma piłkami, wolna gra – wszystko to powoduje, że gra innych może być zakłócona, wpływa na ich grę i wynik. Odpłatne turnieje klubowe, w których rekreacyjni gracze chcą jednak zmierzyć się z polem i innymi golfistami, gdzie nikt naprawdę nie wie jaki mają handikap, jaki był ich wynik, skoro mają być sędzią we własnej sprawie, a nie znają prawa. Nie przeszkadza to im jednak w odbieraniu nagród.
Będąc swego czasu prezesem Klubu Golfowego (Stowarzyszenia), musiałem napisać w imieniu klubu oświadczenie/ opinię dla jednego z naszych członków, który chciał zakupić pakiet „green fee” niemieckiego pola w Bad Sarrow, że jest golfistą oraz zna i przestrzega reguły R&A. W przeciwnym razie nie mógłby tam grać.
Okazywanie karty handikapowej, było obowiązkiem przy uiszczaniu opłaty za wejście na pole. Klub chciał mieć pewność, że wchodząc na pole, będziesz o nie dbał, będziesz zachowywał się w sposób oczekiwany przez innych graczy.
Golf to jest praca nad samym sobą, oprócz pasji czy przyjemności uczy też pokory, opanowania, rzetelności, uczciwości. Pełni też funkcje społeczne, szacunku dla współgraczy, sportowego zachowania. Wymusza ona również dbałość o pole, aby efekt naszego uderzenia nie wpływał później na grę innych. Dlatego naprawiamy „divoty”, ponieważ później może ktoś inny będzie musiał z nich grać, grabimy „bunkry”, poprawiamy „pitchmark-i”.
Do tego dochodzi położenie i architektura pola golfowego, atmosfera klubowa, towarzystwo. W tym tkwi czar tego sportu, który przetrwał w prawie niezmienionej formie przez tyle wieków. A podstawową zasadą było i jest – graj piłkę tak jak leży.
Dlatego moim zdaniem zarządzanie „the game of golf” powinno być oddzielone od zarządzania infrastrukturą golfową, z uwagi na różne cele i punkty widzenia. Uważam, że niedobrze się stało w PZG, gdzie każdy podmiot prawny może rejestrować klub golfowy. Dzisiaj już tylko na nielicznych obiektach, właściciel pola współpracuje z samorządem golfistów (klubem), dbając wspólnie o pole, przychody i jakość stosowania zasad. Ale dzięki temu golfiści utożsamiają się ze klubem, polem i chcą spędzać tam swój wolny czas.
Trudno mi jest sobie wyobrazić ten sam model, dla grających bez reguł i nazywać to golfem.
Wojciech Waśniewski napisał
Dzięki wielkie za wytłumaczenie, teraz wszystko jasne. Ciekawe tezy, zwłaszcza dotyczące współpracy klubów z członkami
Lucy Per napisał
Bardzo ciekawa dyskusja. Jak dla mnie, zarówno gracze poważni, jak i rozrywkowi? mają swoje miejsce na ziemi. Jednakowoż cała sprawa rozbija się w ostateczności o rodzaj i gospodarza obiektu. Jestem gorącym orędownikiem promocji golfa, ale jednak po coś te reguły są i próbuję sobie wyobrazić sytuację, gdy przede mną idzie grupa, która nie wie, że np. bunkier trzeba po sobie zagrabić – oczywiście nie ze złej woli. Prawdopodobnie popsuliby moją zabawę i wtedy to ja miałbym pretensje do zarządzających, dlaczego to tolerują. Co innego driving, ale jak rozumiem nie o to chodzi.
Niestety nie dysponujemy jak na razie taką liczbą pól prywatnych i publicznych, żeby można było golfistów podzielić – arystokraci na prywatne, a pospólstwo na publiczne. Jak z tego wybrnąć? Wydaje mi się, że to pewien rodzaj oderwania od rzeczywistości, a nawet schizofrenii jest przyczyną kwadratury golfa w Polsce.
Zarządzający chcą wysokich cen, bo mają koszty, ale nie chcą promocji cenowej, bo przecież stracą swój ekskluzywny wizerunek. Liczą na to, że Związek rozreklamuje dyscyplinę, co dostarczy nowych graczy, ale równocześnie wiedzą, że Związek nie ma takiej mocy sprawczej. Ostatecznie w kasie ciągle słabo.
Następni bohaterowie tej historii to środowisko PRO (bez urazy, nie wszyscy), którzy z obiektywnie zrozumiałych powodów usiłują „obsikać” swój kawałek ogródka i zarobić na chleb. Niestety czasami wykonują też dość irytujące pozy, jakby byli postaciami z brązu, które należy czcić i podziwiać.
No i wreszcie gracze. Znowu grupa, która się ściska i całuje, aby podkreślić swą odrębność i przynależność do elity biznesmenów multimilionerów, co jest powszechnie znanym stereotypem odstraszającym postronnych, którzy być może żyją na innym poziomie, ale za to z bardziej trzeźwą głową.
Dlatego dopóki wszyscy nie znormalnieją, to będzie tak jak jest obecnie. Nie mam zamiaru nikogo obrażać, ale trzeba nam wszystkim więcej pokory, opamiętania i obiektywizmu. Mając powyższe na względzie, trzeba też z rozwagą podchodzić do graczy lajtowych, bo być może kiedyś staną się poważnymi. Trzeba tylko chcieć ustalić jakiś modus vivendi, który być może przyszłościowo stanie się sukcesem i będzie rzeczywiście przyciągać nowych ludzi bez zaklinania rzeczywistości.
Piszę powyższy komentarz pod wpływem osobistego doświadczenia. Otóż mając porównanie podwarszawskich klubów, traf chciał, że przypadkowo będąc w Londynie padł pomysł na grę, jak się potem okazało w klubie z 1826 r., gdzie nawet dziś w imię tradycji na parking nie wolno wjeżdżać pojazdami typu terenówka. I co? Zaskoczenie: było nienormalnie normalnie. Taniej niż w Polsce, nikt się nie puszył, a wręcz cieszył, że pojawił się nowy GOŚĆ. Aż chce się wracać i przyprowadzić znajomych. Tylko do Londynu daleko.
Wojciech Waśniewski napisał
Wielkie dzięki za bardzo cenny głos. Jakże się zgadzam! Chociaż mam nieco inne doświadczenia z angielskich tradycyjnych klubów, zarówno własne (zwracanie uwagi o długość skarpet itd.) jak i koleżanek i kolegów ze studiów (blokowanie członkostw i wejścia na pole golfistkom, oddzielne pomieszczenia dla lepszych i gorszych, zupełny brak możliwości gry dla początkujących i inne). Ale te najbardziej hardkorowe sprawy to raczej w klubach członkowskich (members’ clubs) które wiadomo, że działają trochę inaczej. Być może o tym dokładniej niedługo napiszę.
Jeszcze raz dzięki za komentarz, piękna analiza aktualnej sytuacji
Lucy Per napisał
Tylko tytułem uzupełnienia. Ja zupełnie nie chcę gloryfikować angielskich klubów, bo jest ich mnóstwo i bardzo różnorodnych. Chodzi tylko o to, że w „tradycyjnym” klubie bez problemu przyjęto gościa z ulicy i nikt nie pytał o moje hcp, bo to jest gra towarzyska i jedynie uprzedzono mnie, żeby zwrócić uwagę, bo jakąś godzinę wcześniej wyszło na pole dwóch starszych członków, którzy są lekko przygłusi i grają baaardzo wolno. Faktycznie…grali jak dwóch śmiesznych dziadków z Muppet show. No i bardzo dobrze – niech sobie dziabią, przecież to nie turniej.
Tak więc to wszystko da się pogodzić, a bardzo wiele zależy od podejścia. Co do czasem dziwacznych/anachronicznych zasad, to istotne jest, w jaki sposób są formułowane. Tam akurat są to sugestie i prośby, które wiszą na ścianie i nie ma problemu. Po chwili namysłu stają się zupełnie LOGICZNE.
Dla przykładu:
1.mokre kurtki wieszamy przy wejściu, żeby nie zamoczyć dalej posadzki, bo będzie ślisko
2.buty golfowe zmieniamy w następnym pomieszczeniu/szatni, żeby nie wnosić darni do całego budynku, który trzeba sprzątnąć (kiedyś były jeszcze metalowe kolce, więc dodatkowo niebezpieczne i niszczące). To także logiczne, bo przecież do własnego domu nie wchodzimy w gumiakach na dywany
3.przebieramy się w szatni (po to jest), a nie na parkingu – żeby nie gorszyć dam swoją gołą d
4.do baru/restauracji nie wchodzimy w czapce, bo w domu też tak nie zasiadamy do jedzenia
5. gastronomia dla członków klubu jest tańsza niż na mieście, więc ludzie robią tam wszelkie swoje party, bo też potrafią liczyć, a i klub zarabia
To tylko pewne przykłady, ale moim zdaniem wcale nie są opresyjne i absolutnie możliwe do akceptacji także dla okazjonalnych graczy. Jako do dzisiejszego dziwactwa wrócę jeszcze tylko do opisanego w poprzednim poście parkingu. Otóż zakaz wjazdu terenówkami jest pochodną dawnych czasów, kiedy Londyn był mniejszy, a to miejsce było country clubem, gdzie elita przyjeżdżała na wywczasy. Wtedy to ustalono, że pojazdy robocze (furmanki obsługi) nie wjeżdżają na parking dla powozów i tak już zostało. Całkiem śmieszne.
Podsumowując, myślę, że to jest właśnie przykład, jak elastycznie przetrwać tyle lat z sukcesem, przy istniejącej równocześnie mega konkurencji. Jaki problem, żeby i u nas tak było?
Zbyszek Bujalski napisał
Nie jest prawdą, że golf w Polsce jest dla multimilionerów czy „arystokratów”, mamy wiele przykładów na to, że jest zupełnie inaczej.
http://www.topgolf.pl/akademia/wielka-gratka-dla-poczatkujacych-golfistow-w-szczecinie,p1366640529
A największym problemem dla inwestycji w pola golfowe i ich dostępność są: cena gruntu (niechęć planistów do rezerwowania nieużytków pod rekreację – m.in każdy właściciel gruntu spodziewa się uzyskania ceny sprzedaży jak pod inwestycję deweloperską) oraz podatki lokalne, które to finalnie rzutują na cenę.
Lucy Per napisał
Panie Zbyszku,
sam jestem przykładem, że nie jest dla multimilionerów, ale jak tak spoglądam z boku, to chyba wiem dlaczego ludzie mogą tak myśleć i między innymi skąd taki wizerunek golfa w PL. Arystokraci nie muszą nic udowadniać, ale za to aspirantów jest bez liku.
Co do pól, to oczywiście zgoda, ale i tu sytuacja jest nieco dziwna, bo zaczęliśmy od pól masters, a kompletnie nie mamy bazy typu public. No to gdzie tu mówić o dostępności (również cenowej) i popularyzacji, która pozwala wyłowić talenty. Mamy odwróconą piramidę. Niestety.
Emil Wójick napisał
Panowie stereotypy tworzone są latami i walka z nimi nie ma sensu. Golf powinien wykorzystać na swoją korzysć siłę tych zdaje sie negatywnych stereotypów. Bo cóż złego w dążeniu do sukcesu i bogactwa. Cóż złego w ekskluzywności i szukaniu dominacji w życiu?. Może czas sprzedawać golfa dla ludzi ambitnych , aspirujących no i dla tych co mają dużo czasu i pieniędzy. W Polsce jest wystarczaająca ilość ludzi zamożnych, by podbić znacząco statystyki golfa w Polsce. Niestety jakość usług zwłaszcza hotelowo gastronomicznych budzi wiele do życzenia. Poziom obsługi na wiekszości obiektów to nawet nie trzy gwiazdki. Fałszywe założenie, że golfista wszystko zniesie byle by trawa była odpowiedniej jakości, niestety się nie sprawdza. Ludzie chca płacić zawsze adekwatnie do wartości/jakości.Ważnym elementem w dochodach obiektów golfowych są usługi gastronomiczne, ale nie w Polsce:(. Taka moja szybka refleksja. Pozdrawiam.
Jacek Garnowski napisał
Dzień dobry,
dyskusja, jak widzę po datach, toczyła się już dawno ale pozwolę sobie dodać parę słów. Rozpocząłem naukę gry w golfa ponad 3 lata temu i miałem okazję zaobserwować co najmniej kilkadziesiąt osób które z bardzo dużym zaangażowaniem także rozpoczynały naukę. Często łączyło się to u nich z niemałymi inwestycjami w sprzęt i lekcje golfowe. Dzisiaj z tych kilkudziesięciu osób na polu widuję jedną. Dlaczego tak dużo osób zrezygnowało ?
Być może dlatego, że nikt im nie uświadomił, że można grać tak jak Krystian Paszport ? Że można grać tak aby mieć RADOŚĆ Z GRY a nie tylko radość z wyniku ? Golf jest trudnym technicznie sportem a większość osób, łącznie ze mną, ma tę cechę, że brak szybkich postępów demotywuje do dalszej pracy. Dla zdecydowanej większości graczy, którzy rozpoczęli naukę golfa w wieku 40 lub 50 lat osiągnięcie jednocyfrowego handicapu będzie wyjątkowo trudne. I jeżeli właśnie to jest ich celem bardzo szybko rezygnują. A przecież można całkiem inaczej.
Krystian gra aby mieć radość, frajdę i aby fajnie spędzić czas. I nie musi to wcale oznaczać, jak przebija z niektórych wypowiedzi, łamania przepisów czy etykiety golfowej. Brak jego nastawienia na wynik nie oznacza że nie przestrzega etykiety golfowej. To są dwie różne rzeczy.
Satysfakcja z udanego uderzenia i nieprzejmowanie się nieudanym uderzeniem – obcowanie z naturą i z przyjaciółmi – radość z gry w golfa. Czy w gruncie rzeczy nie to powinno być celem większości graczy amatorów, którzy nie mają szans na wybitne sukcesy ( czyli większość, chociażby ze statystycznego punktu widzenia) ?
Czy RADOŚĆ Z SAMEJ GRY nie powinna być tu najważniejsza ? Bez frustracji spowodowanej wynikiem ?
Ja osobiście właśnie po to przyjeżdżam na pole golfowe. Choć przyznam się, że nie zawsze mi się to udaje bo nieraz klnę jak szewc po niedanym uderzeniu :-). Ale potem znowu się cieszę. Samo życie.
Pozdrawiam wszystkich
Jacek Garnowski
Wojciech Waśniewski napisał
Jacku, bardzo dziękuję za głos – 100% zgody!